piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 1

Rano obudził mnie miły głos pani Lerons.Gdy tylko otworzyłam zaspane oczy,staruszka wręczyła mi dwadzieścia dolarów.Chciała abym kupiła sobie nowe ubrania.Na początku nie chciałam przyjąć tych pieniędzy,ale kobieta nalegała.Nie miałam więc wyboru.Wzięłam pieniądze,ale przysięgnęłam sobie,że gdy tylko znajdę prace dorywcza oddam pieniądze co do centa...
Staruszka powiedziała,żebym na chwilę zeszła na śniadanie.To było takie miłe z jej strony.Pozwoliła mi tutaj przenocować,dała mi pieniądze i jeszcze zrobiła mi śniadanie.Zaczęłam się zastanawiać ile jest jeszcze takich osób na świecie? Robią to bezinteresownie.Pewnie niejedna osoba z mojego miasta żądała by czegoś w zamian.Ale Pani Lerons taka nie była.

Gdy pościeliłam łóżko,podeszłam do okna.Była piękna pogoda.Słońce świeciło,a niebo było bezchmurne.Przez chwilę poczułam się bezpieczna.Świadomość,że może uda mi się zacząć wszystko od nowa sprawiła uśmiech na mojej twarzy...
Odeszłam od okna i zeszłam do kuchni.Unosił się w niej zapach naleśników i syropu klonowego.Uwielbiałam ten słodki a zarazem goszki smak.Przy stole siedziała kobieta rozwiązując krzyżówki.Gdy tylko się dosiadłam,odłożyła długopis i popatrzała na mnie.
-Ronnie...-zaczęła rozmowę
-Słucham?-odpowiedziałam gryząc kawałek naleśnika
-Chcę,żebyś tutaj została.Będziesz mogła chodzić do pobliskiej szkoły-powiedziała powoli

poczułam,że kawałek mojego jedzenia utknął mi w gardle.Zaczęłam kaszleć.


-Naprawdę?-zapytałam
-Tak złotko.Naprawdę.Rozmawiałam z moim znajomym.Jest dyrektorem w pobliskiej szkole i powiedziałam mu,że jesteś moją wnuczką-odpowiedziała
-Wie Pani,że jest Pani Aniołem?-zaśmiałam się.
-Możesz mówić do mnie babciu.Tak będzie lepiej.Żeby nikt się nie zorientował,że taka stara kfoka jak ja kłamała-odpowiedziała śmiejąc się.

Gdy tylko to usłyszałam nie powstrzymałam się i przytuliłam ją.Nie wiedziałam co odpowiedzieć,więc uznałam że to więcej niż tysiąc słów.Ale sądząc po reakcji pani Lerons to,że ja przytuliłam zupełnie nie przeszkadzało...

Babcia(chociaż dziwnie czuje się mówiąc tak) powiedziała mi jak dojść na przystanek autobusowy,oraz do którego autobusu wejść.Wzięłam pieniądze i wyszłam z domu.Ubrana byłam w moje białe,a raczej biało-szare trampki,krótkie roztargane w pewnym miejscu jeansowe spodenki i bluzę Dylan'a.
Od domu pani Lorens do przystanku jest nie cale osiem minut.Szłam powoli rozglądając się dookoła siebie.Cała ta okolica była cudowna.Wszędzie dużo drzew i kwiatów.Po drodze minęłam jeden plac zabaw,na którym bawiło się mnóstwo dzieci.Było tam parę huśtawek jedna duża karuzela i chyba trzy piaskownice,a oprócz tego dużo ławek na których siedziały mamy maluchów.Z daleka spostrzegłam przystanek.Podeszłam do niewielkiej tablicy i sprawdziłam rozkład.Po chwili podjechał duży autobus.Wsiadłam do niego i pojechałam do miasta.

Wysiadłam na promenadzie.Tak jak mówiła mi babcia.Kierowałam się w stronę sklepów z ubraniami.Weszłam do pierwszego lepszego z nich i zaczęłam przeglądać bokserki.Wzięłam dwa kolory i poszłam do przymierzalni.Obydwie pasowały jak ulał.Postanowiłam,że je kupie.Zostałam w jednej z nich,a bluzę od Dylan'a zawiązałam na biodrach.Miałam iść  do drugiego sklepu,ale moją uwagę przykuła muzyka,którą usłyszałam.Skręciłam w boczną aleje i zobaczyłam masę tańczących ludzi.
Podeszłam bliżej.Wszyscy tańczyli równo, ich kroki były dopracowane.Wydawało mi się,że jeden tancerz mi kogoś przypomina.Miałam już odchodzić,gdy kilku tancerzy zaczęło porywać ludzi na parkiet.Poczułam,że ktoś chwycił mnie za rękę.Obrócił mną,a potem wpadłam w jego ramiona.Dopiero teraz zdałam sobie sprawę,że jest to Dylan.
Muzyka nagle zwolniła.Wszyscy zaczęłi inaczej tańczyć.Miałam ochotę uciec,ale niestety było za późno.Chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął prowadzić.Nie tańczyłam od bardzo dawna.Gdy byłam młodsza chodziłam an taniec towarzyski,ale po śmierci mamy przestałam chodzić.Czasem gdy ojca nie było w domu  potrafiłam tańczyć kilka godzin.
Dylan tańczył chyba najlepiej ze wszystkich.Dziwiłam się że za nim nadążałam.Wszyscy nawet Ci którzy zupełnie przypadkiem zaczęli tańczyć świetnie się bawili.Nagle muzyka przestała grać.Popatrzyłam na Dylan'a i zapytałam czy to już  koniec.Niestety mi nie odpowiedział.Zaczęłam patrzeć na innych tancerzy,ale wszyscy wyglądali an zdziwionych.To było bardzo dziwne.
Nagle w tłumie rozpoznałam znajomą mi sylwetkę.Wyostrzyłam wzrok i niemal nie zemdlałam.Stał tam i patrzył się prosto na mnie.Czułam,że nie umiem oddychać.Chociaż była tak daleko bardzo się go bałam.Upadłam na ziemie.gdy tylko blondyn zauważył,że coś  mi się stało ukucnął obok mnie.

-Wszystko ok?-spytał
-Tak,chyba tak-odpowiedziałam patrząc w stronę gdzie zobaczyłam ta osobę.

Nie było już jej.Mój ojciec po prostu zniknął

-Zawiozę Cię do Pani Lerons-powiedział podając mi rękę
-Dziękuje,ale mogę przejechać się autobusem-odpowiedziałam nie chcąc robić kłopotu.

Blondyn najwyraźniej nie przyjął do siebie tej wiadomości.Chwycił mnie za rękę i zaprowadził na parking gdzie stało jego auto.Oboje wsiedliśmy i już mieliśmy odjechać,ale koło samochodu stanął jakiś chłopak.Zaczął rozmawiać z blondynem.przerwał nagle gdy zobaczył mnie w samochodzie.


-Dylan,dlaczego mnie nie przedstawisz twojej znajomej?-zapytał

-Mason,to jest Ronnie.Ronnie to jest Mason-powiedział znudzonym głosem
-Miło mi Cię poznać-powiedział Mason
-Mi również-odpowiedziałam czując pojawiający się na mojej twarzy rumieniec
-Zaraz to Ty tańczyłaś z Dylan'em?Gdzie się nauczyłaś tych kroków?Tylko Dylan je potrafi z całego zespołu-zaczął się dopytywać 
-Uczyłam się tańca towarzyskiego,ale to jak byłam mała.Widocznie dalej coś potrafię-powiedziałam śmiejąc się
-Wybacz Stary ale muszę odwieźć Ronnie-powiedział do przyjaciela blondyn

Mason odsunął się od maski samohodu.Odjechaliśmy.Przez drogę do "domu" rozmawiałam z wolontariuszem na temat tego jak tańczy.Dowiedziałam się,że On i reszta tancerzy tworzy "Ekipę",którzy organizują różne takie rzeczy jak dziś.Podróż minęła bardzo krótko.Gdy Dylan podjechał pod sam dom zobaczyłam jak pani Lorens patrzy przez okno.Podziękowałam blondynowi,który odprowadził mnie pod same drzwi.Było to bardzo miłe z jego strony.Miałam już wejść  do środka,gdy przypomniałam sobie jedną rzecz.


-Oddaje twoją bluzę-powiedziałam odwiązując ją z bioder
-Nie trzeba. Może się Tobie jeszcze przydać-odpowiedział 
-Do zobaczenia...-dodał do chwili
-Do zobaczenia-powtórzyłam po cichu

Dylan odwrócił się w stronę swojego wozu,a ja weszłam do domu.Ledwo przekroczyłam próg i zostałam zalana pytaniami.Pani Lorens widziała mnie i Dylan'a i zaczęła dopytywać się czy jesteśmy razem.Musze powiedzieć,że trochę mnie to zdziwiło,a zarazem rozbawiło.Przez jakieś piętnaście minut tłumaczyłam jej,że nic nas nie łączy.
Udałam się do kuchni,żeby coś zjeść a później poszła pooglądać X FACTOR'a razem z panią Lerons.Jak się później okazało obydwie lubimy tych samych uczestników...


kilka   dni   później



Dziś by poniedziałek,co oznaczało,że za chwilę zacznę moją naukę w nowej szkole.Byłam ciekawa jak tak jest.W mojej poprzedniej szkole obowiązkowe były mundurki i spięte włosy w kok.Nie do końca wszystkim to pasowało,ale tak po prostu tam było.
Wstałam o godzinie szóstej.Ubrałam Czarną bokserkę,którą kupiłam kilka dni temu (chyba muszę  znowu pójść coś kupić)i moje spodenki jeansowe.Uznałam,że to rozdarcie nadaje im uroku.Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie dwie kanapki.Zrobiłam dwie dodatkowe dla babci( bo w końcu od dzisiaj muszę ją tak nazywać) w podzięce,że pozwoliła mi na wszystko.Czułam,że długo będę jej za to dziękować.
Gdy zjadłam zostało mi piętnaście minut do autobusu.Miałam już wychodzić gdy zatrzymała mnie pani Lerons.Wręczyła mi listonoszkę w której na pewno zmieszczą się wszystkie książki które dostane w szkole.Powiedziała mi,że należała do jej wnuczki i że mi się bardziej przyda.Przełożyłam ją przez ramię,przytuliłam staruszkę i wyszłam z domu.Przyszłam dokładnie dwie minuty przed autobusem.Na przystanku stało kilku uczniów,którzy bacznie się mi przyglądali.Autobus się spóźnił.Zdenerwowani uczniowie wparowali do niego zajmując prawie wszystkie miejsca.Z daleka zobaczyłam jedno wolne miejsce.Usiadłam i czekałam,aż autobus ruszy.Zanim dojechaliśmy autobus zatrzymał się cztery razy...

Szkoła była ogromna.Weszłam do środka troszkę zdenerwowana.Musiałam zrobić dobre pierwsze wrażenie.Gabinet dyrektora mieścił się niemal przy wejściu.Zapukałam czekając na odpowiedz.Usłyszałam poważne "proszę wejść".Niepewnie otworzyłam drzwi.Przy oknie stał wysoki wyłysiały mężczyzna.Pokazał ręką,że mam usiąść na krześle.Usiadłam.Wręczył mi plan zajęć i kilka podręczników.
-Zeszyty dostaniesz na lekcjach-powiedział szorstkim głosem 
podziękowałam wychodząc z gabinetu.
Kierowałam się w stronę mojej szafki Była prawie na samym końcu długiego korytarza.Po drodze minęłam grupkę cheerleaderek,gdy dotarłam do swojej szafki zaczęłam szukać szyfru gdzieś na planie zajęć...


W tym samym czasie z perspektywy Queen


-Ten nowy filmik Ekipy jest świetny!-powiedziała do mnie Guen
-Masz rację... Zwłaszcza  Dylan-powiedziałam wyobrażając sobie jego obok mnie
-Patrz! Tutaj tańczy z jakąś dziewczyną.Widać że mu się podoba-odpowiedziała Lucy
-Że co?! Chcę wiedzieć kim ona jest.-odpowiedziałam zdenerwowana

Przecież Dylan i ja musimy zostać parą.Wiem,że mu się podobam.W końcu podobam się każdemu w naszej szkole- zaczęłam rozmyślać


-Queen.To chyba ona-powiedziała do mnie Guen
-Zaraz się przekonamy..-powiedziałam idąc w jej stronę.


-Jesteś nowa?Może Ci w czymś pomóc?-udawałam miłą blondynkę
-Tak.Jestem Ronnie.Mogłabyś mi powiedzieć gdzie jest sala 320?-zapytała brunetka
-Oczywiście.Idziesz do końca korytarza i pierwsze drzwi na lewo.Nie sa oznakowane dlatego Ciężko się domyślić,że to one-odpwoiedziałam odchodząc

Zadzwonił dzwonek.Byłam ciekawa jak zareaguje gdy tam wejdzie.chciałabym to zobaczyć,ale nie mogę spóźnić się siódmy raz z kolei.Ta dziewczyna będzie miała wspaniały pierwszy dzień szkoły...


Z perspektywy Ronnie 

Miło ze strony tamtej blondynki,że powiedziała mi gdzie to jest.Dochodziłam już do końca korytarza.Pierwsze drzwi na lewo-przypominałam sobie
Otworzyłam drzwi i weszłam.
-Dzień dobry, ja jestem...-powiedziałam 
w tym samym momencie zobaczyłam kilkunastu chłopaków w samej bieliźnie.
-Cholera!-powiedziałam pod nosem.
Była to męska szatnia.Jak mogłam dac się tak wkopać.Nagle przede mną stanął Mason,który jedyny był w pełni ubrany.
-Ronnie,co ty tu robisz?-spytał roześmiany
-Pomyliłam sale.Mógłbyś mi pokazać gdzie jest sala 320?-spytałam pełna nadzieji
Chłopak pokiwał głową.Wyszliśmy razem z szatni i zaprowadził mnie na trzecie piętro,dokładnie pod salę.Podziękowałam mu.Powiedział,że mogę niego liczyć.

Tym razem zapukałam i weszłam do sali.Lekcja już trwała jakiś czas.Nauczyciel nie był na mnie zły.Zrozumiał,że się zgubiłam.Usiadłam w ostatniej ławce,mijając fałszywą blondynkę którą poznałam rano.Obok mnie siedział chłopak w kapturze.Wyciągnęłam książkę do historii i długopis.Po chwili na moim stoliku wylądował papierowy samolot.Rozwinełm go.Było na nim napisane: Nie ma to jak się elegancko spóźnić
Popatrzyłam w lewo.Przy oknie siedział Dylan uśmiechając się do mnie.


-Panie Morgan,zechce mi pan powiedzieć co przed chwilą powiedziałem?-zapytał go nauczyciel
Ku mojemu zaskoczeniu blondyn opowiedział co do słowa.







Koniec pierwszego rozdziału.Wiem,że na początku mogę troszkę przynudzać,ale się staram.Z góry dziękuje za przeczytanie lub skomentowanie mojego rozdziału.
Pozdrawiam Selavi :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz